Zamiast wyjaśnień

Byliśmy dziś umówieni.
Byliśmy, bo czas już dawno minął.
A może wciąż jesteśmy? Może po prostu się spóźniam? Celowo.

Ty zdążyłaś już wziąć prysznic, wysłać kilka wiadomości, wykonać telefon, przejść się boso po mieszkaniu.

Ciągle jesteś w tej półprzezroczystej, czarnej halce, która leży na Tobie tak idealnie, że powinna być szyta na zamówienie. Czarny materiał miękko przylega do Twoich piersi, a majtki tylko dopełniają obrazu — nie ukrywają niczego, raczej zapraszają.

Właśnie sięgasz po kieliszek wina, kiedy słyszysz zamek. Drzwi. Klucz.
Odwracasz się i patrzysz.

Już masz się odezwać — cokolwiek, ale podchodzę w sekundę. Moja dłoń ląduje na Twoich ustach. Zatrzymuję słowo.

Nie teraz.
Awantura musi poczekać.
Choć dobrze wiem, że chciałabyś ją zacząć. Już.

Zerwanie mojej ręki z Twojej twarzy udaje Ci się tylko na moment. Druga dłoń natychmiast ląduje na jej miejscu, z cichym klaśnięciem. Słyszysz dźwięk, czujesz siłę.

— Za późno na rozmowy — szepczę Ci do ucha.

Mocniej zaciskam dłoń i gwałtownie kieruję Twoją głowę w stronę blatu kuchennego. Opieram Cię o niego, twarzą. Twój policzek styka się z zimną powierzchnią, a Ty odruchowo próbujesz się wypchnąć rękami.

Nie pozwalam.
Jedną ręką przytrzymuję Ci głowę przy blacie, drugą łapię Twoje nadgarstki. Jeden, drugi.

Nie mam problemu zamknąć ich obu w jednej dłoni.
Próbujesz coś mówić, protestować, Twoje ciało napręża się w złości. Chcesz zrozumieć. Chcesz słów. Wyjaśnień.

Zamiast tego puszczam Twoją głowę tylko po to, by szybko owinąć nadgarstki taśmą za Twoimi plecami. Ciasno. Zdecydowanie.

Podnosisz się z szarpnięciem i gwałtownie odwracasz w moją stronę. Na mojej twarzy nie ma uśmiechu. Tylko cisza i skupienie.

Wiem, że nie tak planowałaś ten wieczór.
Ale plan się zmienił.
Nie Ty dziś piszesz scenariusz.

Twoje oczy mówią „Nie”. Twoje ciało mówi „Spróbuj”.

I właśnie to robię.

Zaczynasz wyrzucać z siebie słowa — ostre, szybkie, ale urywam je jednym ruchem. Szarpnięciem zdzieram z Ciebie majtki. Materiał wbija się boleśnie w skórę, zanim pęka.

Syczysz. Z bólu, z szoku.

Twoje ramię odskakuje, jakbyś chciała mnie uderzyć — ale taśma trzyma zbyt mocno.

Zaciskasz zęby. Czujesz, że zaraz eksplodujesz.

Wtedy chwytam Cię za szyję, stanowczo, ale nie za mocno — i wpycham Ci majtki do ust. Bez zbędnych słów.

Drugą ręką sięgam po taśmę i zaklejam Ci usta. Szybkim ruchem, jakbyś była prezentem, który właśnie zaczynam rozpakowywać.

Próbujesz krzyknąć — ale nie ma sensu. Wiesz o tym.

Patrzę Ci w oczy. Głęboko.
Uśmiecham się kącikiem ust.

Widzę w Twoim spojrzeniu mieszankę — frustracji, złości, podniecenia. To wszystko na raz. To cudowna mieszanka.

Próbujesz napierać. Szarpać się. Ale odchodzę o krok, łapię Cię za tył głowy i dociskam twarzą do ściany.

Oddech masz szybki, nerwowy. Ale coś już pękło.
Już nie jesteś pewna, czy bardziej chcesz awantury…
…czy żebym Cię mocno zerżnął.

Mój język dotyka Twojej szyi.
Zimny. Obcy. W kontraście do Twojego rozgrzanego karku. Potem dołącza usta. Całuję Cię. Wolno. Jakby w tym wszystkim wciąż było miejsce na czułość.

Wkładam palec między Twoje uda. Głęboko. Powoli.
Poruszam nim, rozkoszując się miękkością. Potem go wyciągam i przeciągam nim w górę — między Twoimi pośladkami. Wilgoć zostawia ślad.

Dociskam go wyżej. Sam koniuszek palca wchodzi w pupkę. Nie zatrzymuję się. Idę dalej, jakbyś była jedną mapą namiętności.

Włosy. Chwyt. Szarpnięcie.
Prowadzę Cię w stronę łóżka. Nie idziesz. Jesteś prowadzona.

Popycham. Tracisz równowagę, lądujesz na materacu.

Nerwy wygrywają. Krzyczysz przez zaklejone usta.

W odpowiedzi wciskam kolano między Twoje łopatki. Ciężar. Bez oddechu.

Podciągam halkę.

Uderzenie. Jeden pośladek.
Drugi.
Wierzgasz. Odpowiadasz ruchem.

Pochylam się do Ciebie, mówię spokojnie:

— Masz chwilę, żeby się uspokoić. Albo będzie gorzej.

Nie słuchasz.
Uderzam kolejny raz. I jeszcze.
Twoje pośladki czerwienieją, ale w oczach widzę gniew.

Nie wiesz, że o to mi właśnie chodzi.

Kiedy Twoje pośladki są już pięknie zarumienione, siadam na Twoich lędźwiach. Moje uda ściskają Cię po bokach, czujesz mój ciężar, ale przede wszystkim — kontrolę.

Przesuwam dłonie pod Twoją szyją. Wciągam tam sznurek, przeciągam go delikatnie, oplatając i zawiązując supeł. Nie za ciasno — zostawiam miejsce na palec. To tylko znak. Symbol.

Ale dobrze wiesz, co on oznacza.
Nie dzisiaj.
Nie masz nic do powiedzenia.

Prowadzę sznurek w dół, wzdłuż Twojego kręgosłupa, między pośladkami, aż do kolan. Siadam obok, podwijam Ci kolana pod brzuch i przeplatam sznurek pod nimi, przeciągam na drugą stronę. Ręką z Twojej głowy przechwytuję końcówkę i oplatam Twoje nogi — końcówkę prowadzę do pętli na szyi. Twoje ręce są ciągle związane za plecami. Blokuję Cię. Całkowicie.

Nie możesz się wyprostować.
Nie możesz się obrócić.
Nie możesz nic.

Dociskam Twoje kolana jeszcze mocniej w stronę twarzy i zaciągam pętlę. Supeł. Koniec.

Teraz już wiesz — Twoja awantura musi poczekać.
Już nie masz możliwości się szarpać.
Nie masz szans się ruszyć.

Jesteś zdana na mnie.
Poddajesz się.

Patrzę na Ciebie.

Oddychasz szybko. Twoje ciało naprężone, pięknie złożone. Ręce związane na plecach, twarz bokiem w pościeli, uda przyciągnięte do piersi.

Jesteś moja.
Mogę zrobić z Tobą wszystko.

Rozbieram się powoli. Celowo.
Pozwalasz sobie na jeden głęboki oddech — i wtedy klękam za Tobą.

Mój język dotyka Twojej cipki. Zostawiam w Tobie mnóstwo śliny. Zanurzam się w Tobie głęboko, tańczę językiem w środku.

Moje dłonie mocno zaciskają się na Twoich pośladkach. Wbijam się palcami w Twoje ciało.

Po chwili wychodzę z Ciebie i robię to samo z pupką. Język, ślina, presja.

Nie chcę już czekać.
To nie jest wieczór, w którym chcę się z Tobą pieścić.
To jest wieczór, w którym chcę Cię użyć.

Czujesz mojego penisa między wargami.
Poruszam nim góra-dół, smarując śliną i Twoimi sokami.

Potem bez ostrzeżenia wchodzę w Ciebie — mocno, głęboko, aż do końca.

Zostaję.
Zatrzymuję się w środku.

Uderzam Cię w pośladki — raz, drugi — z szerokim zamachem.

Moja ślina ląduje na Twojej pupie.

Czujesz coś zimnego.

Krąży wokół wejścia.

Widzisz dreszcze na własnej skórze.

Wpycham w Ciebie stalowy, zimny korek.
Wchodzę powoli, ale do końca.

Potem łapię Cię za włosy i zaczynam Cię posuwać.

Nieśpiesznie.
Rytmicznie.
Z pełną kontrolą.

Lubię czuć korek w Tobie. Lubię, kiedy jesteś pełna — każdą cząstką ciała.

Posuwam Cię coraz szybciej, aż Twoje ciało zaczyna drżeć, ale nie przyspieszam jeszcze. Delektuję się tą chwilą.

Po chwili — ciągle będąc w Tobie — wyciągam koreczek. Powoli.
Rzucam go na bok.

Sięgam po żel, wylewam porcję na Twoją pupę.

Wkładam jeden palec. Potem drugi.

Zaczynam poruszać się w Tobie jednocześnie — cipka i tyłek. Dwa rytmy, dwa naciski. Powoli, ale głęboko.

Zaczynasz coś mówić przez zamknięte usta, próbujesz protestować, ale wtedy mocno szarpię Cię za włosy i Twoja wola walki znika w sekundzie.

Wychodzę z Ciebie. Mój penis cały błyszczy od Twoich soków.

Nie przerywając kontaktu, kieruję go między Twoje pośladki.

Rozsmarowuję nim żel i Twoje soki, aż wszystko staje się jednym.

Potem — od razu, głęboko — wchodzę w Twoją pupę.

Do końca.

Zatrzymuję się tylko po to, by znowu szarpnąć Cię za włosy.

Zaczynam się poruszać.

Ruch za ruchem.
Wchodzę. Wychodzę.
Wchodzę. Wychodzę.

Potem skracam ruch.

I już w Tobie zostaję.

Teraz tylko głębokie posunięcia. Ciężkie, szybkie, mocne.

Moje dłonie ściskają Cię, jedna wbita w pośladek, druga trzyma Twoje włosy jak lejce.

Słyszysz odgłosy ciała o ciało.

Czujesz, jak Cię rozbijam.

Każdy ruch głębszy, szybszy. Każdy wciąga Cię bardziej.

Twoje ciało się poddaje. Nie walczysz już. Jesteś całkowicie moja.

Oddycham ciężko. Ty też.

Penis zaczyna pulsować.

Czujesz to.

Palce jeszcze mocniej wbijają się w Twoje ciało.

Szarpnięcie. Jeszcze jedno.

I wtedy to czujesz — ciepło.

Wypełniam Cię. Całą. Do końca.

Jeszcze kilka powolnych ruchów.

Potem wychodzę z Ciebie.

Rozcinam sznurek między Twoimi kolanami, a szyją.

Czujesz ulgę, gdy możesz się wyprostować.

Obracasz się na plecy.

Zrywam taśmę z Twoich ust.

Wypluwasz majtki. Wciągasz powietrze. Chcesz coś powiedzieć —

— Zatykam Ci usta kutasem.

Mocno.

Jeszcze nie skończyłaś.

Głaszczę Cię po twarzy.

Czekam, aż grzecznie zaczniesz go lizać.

I robisz to. Najpierw językiem, potem głęboko.

Nie przestając, obracam Cię na bok.

Rozcinam taśmę z Twoich rąk.

Próbujesz odskoczyć.

Nie pozwalam.

Przytrzymuję Cię. Nachylam się nad Tobą.

Uśmiecham się półgębkiem.

Dajesz mi w twarz.

Mocno.

Zasłużyłem.

Nie odpowiadam.

Zbliżam usta do Twoich.

Najpierw napięcie, potem miękkość.

Pocałunek. Prawdziwy.

Objęcia.

Oddechy.

Zostajemy tak… przez długą chwilę.

Posts created 7

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top