Przesiąknięci

Dzień jak co dzień.
Jak co dzień, myślę o Tobie.
Odkąd się obudziłem.

Jesteś ze mną w pracy, na zakupach.
Jesteś w samochodzie, kiedy ćwiczę.
I niezależnie od tego, gdzie jestem i co robię —

moje myśli idą w jedną stronę.

Nie potrafię się od Ciebie oderwać.
Nie chcę się od Ciebie oderwać.

Cała reszta — rozmowy, ludzie, sytuacje — to tylko tło.
Beznadziejnie odległy, niewyraźny drugi plan.
Bo na pierwszym jesteś Ty. Twoje ciało. Głos. Oddech.
Twoja niecierpliwość.

Fantazje przychodzą same.
A ja wciąż się zastanawiam —
czy Ty też tak masz?

Kiedy wieczorem staję pod Twoimi drzwiami, jestem już rozpalony.
Najchętniej rozszarpałbym Cię zaraz po wejściu do środka.
Ale szkoda mi.

Szkoda tak po prostu upuścić całe to napięcie,
kiedy można je przeciągnąć.
Pobawić się nim.
Sprawić, że eksploduje mocniej.

Wiem, że czekasz.
Wiem, że myślisz tak samo jak ja.
Że pragniesz. Że tęsknisz.
Czytam to między wersami Twoich wiadomości.
Wyłapuję w każdym emotikonie, przecinku, wielokropku.

Wdech.
Wydech.
Wchodzę.

Leżysz na brzuchu, na kanapie.
Sportowy top, luźne dresy.
Twoje włosy — jeszcze wilgotne — spływają przez ramię.
Prawe ucho odsłonięte.
Ciało spokojne, miękkie, ułożone.
Ale ja już wiem, że pod tą ciszą coś się kłębi.

Zamykam drzwi.
Podnosisz się i idziesz w moim kierunku.

Uwielbiam sposób, w jaki się poruszasz.
Płynnie. Z miękkim ciężarem w biodrach.
Im bliżej jesteś, tym bardziej unosi mi się kącik ust.

Jesteś.

Zarzucasz mi ręce na szyję.
Przylegasz do mnie.
Jesteś blisko. Tak blisko, że widzę już tylko Twoje oczy.

— Dzień dobry, chłopaku… — szepczesz i całujesz mnie,
nie dając nawet chwili na odpowiedź.

Odsuwasz się, łapiesz mnie za dłoń i prowadzisz do sypialni.
Twój top napina się na piersiach.
Widzę, jak sutki odznaczają się pod materiałem.

Myślisz jak ja.
Czujesz jak ja.
Pragniesz jak ja.

I za to Cię uwielbiam.

Idę za Tobą z torbą w ręku.
Zauważasz, ale nie pytasz.
Wiesz.

Puszczasz moją dłoń.
Podchodzisz do łóżka.
Odwrócona tyłem, pochylasz się i zsuwasz spodnie. Powoli.
Zostają przy kostkach, odsłaniając cienki pasek stringów,
który znika między Twoimi pośladkami.

Już wiem.
Scenariusz na Ciebie właśnie się napisał.

Podchodzę.
Wychodzisz z nogawek, stajesz naprzeciw mnie.
Ściągasz top jednym płynnym ruchem.
Włosy opadają na ramiona i piersi.
Kosmyk zaczepia o twardniejący sutek.
Jesteś gotowa.
Nie możesz się doczekać.
Ja też.

Napierasz na mnie.
Plecy lądują na ścianie.
Zaczynasz rozpinać moją koszulę, guzik po guziku.
Nie przestajesz mnie całować.
Podgryzasz.
Sprowokowałaś.
I wiesz o tym.

Zsuwasz ze mnie koszulę. Opada na ziemię.
Twoje sutki ocierają się o moją klatkę.
Czuję, jak przywierasz całym ciałem.
Moje dłonie są posłuszne — tańczą wzdłuż Twoich żeber,
czasem sięgając pośladka, czasem piersi.
I czuję to.
Czekasz.

Chcesz, żebym Cię chwycił mocniej.
Żebym zostawił odcisk.
Znak.

Zaraz eksploduję.
Emocje buzują.
Ale czekam.
Lubię, kiedy domagasz się mnie ciałem.
Kiedy bez słów prosisz, żebym Cię zerżnął.
Wtedy Cię kocham najmocniej.

Czuję Twoje dłonie na swoim penisie.
Dotykasz go przez spodnie.
Wiesz, że jestem twardy.
Że głową jestem już w Tobie.
Rozpinasz pasek. Łapiesz za guzik…

Ale wtedy ja łapię Cię za szczękę. Mocno.
Nasze usta się rozdzielają.
Odchylam Twoją twarz, żeby spojrzeć Ci w oczy.

— Dzień dobry, dziewczyno.

Uśmiechasz się.
W oczach błysk, który tak dobrze znam.
Drżysz.
I wiem — jesteśmy tacy sami.

Dłoń przesuwam na Twoją szyję.
Nadgarstek opieram o obojczyk.
Nie ściskam. Po prostu jestem.
Obchodzę Cię.
Sięgam po torbę.

Nie odwracasz się.
Nie mówisz nic.
Tylko oddychasz.

Staram się wsłuchać w rytm Twojego oddechu.
Ale łamie się.
Jest płytki.
Jesteś podniecona.
Czekasz.

Wyjmuję cienką, czarną obrożę.
Gdy jej zimna skóra dotyka Twojej szyi — wzdrygasz się.
Skóra pokrywa się gęsią skórką.
Na moment wstrzymujesz oddech.

Unosisz włosy.
Bez słowa, z tym spokojem, który znam.
Zapinam obrożę.
Gładka, czarna, z zimnymi kółeczkami z przodu i tyłu.
Z przedniego zwisa łańcuszek, zakończony klamerką.
Opada Ci między piersiami.
Uśmiechasz się.
Podoba Ci się.

Odwracasz się w stronę lustra.
Staję za Tobą.
Przykładam usta do Twojego ramienia.
Całuję.
Delikatnie, prawie nie dotykając skóry.

Język wędruje wolno w stronę szyi.
Przechylasz głowę. Instynktownie.
Oddajesz mi miejsce.

Moja prawa dłoń wędruje od Twojego uda w górę.
Zbliża się do Twojej cipki.
Wstrzymujesz oddech.

Ale w ostatniej chwili skręcam i sięgam po pierś.
Masuję ją powoli.
Niespiesznie.

Zamykasz oczy.
Oddychasz.
Spokojnie. Głęboko.

A ja nadal całuję Twoją szyję.
Obojczyk.
Ramię.

Lewą dłonią zsuwam Twoje stringi.
Tylko trochę.
Tyle, by wejść w Ciebie palcem.

Najpierw delikatnie, opuszką.
Potem głębiej.
Rytmicznie.

Twój oddech przyspiesza.
Ręce na moich biodrach.
Czujesz mnie.
Wiesz, że mój penis jest między Twoimi pośladkami.
Pulsuje.
Czeka.

Nasze spojrzenia spotykają się w lustrze.
I wtedy wszystko znika.
Świat cichnie.
Zostaje tylko to.
My.

Wyciągam palec z Twojej wilgotnej cipki
i wkładam Ci go do ust.

Ssiesz go, mocno.
Oblizujesz jak coś, co do Ciebie należy.

Kieruję Twoją twarz do mojej.
Wyciągam palec.
Całuję Cię w usta.
Łapię wargami Twój język.
Zanurzam się w Tobie.

Idziesz na łóżko.
Klękasz.
Wypięta w moją stronę, zsunęłaś do końca stringi.
Ciało napięte, gotowe, prowokujące.

Ściągam spodnie. Bieliznę.
Czuję, jak mój oddech się rwie.
Patrzę, jak masujesz swoją cipkę.
Wciąż wypięta — czekasz.

Kiedy podchodzę, opierasz dłonie obok swojej twarzy.

Schylam się, chwytam Cię za pośladki.
Rozchylam je.
Wchodzę w Ciebie językiem.

Głęboko.
Powoli.
Smakujesz tak, jak pamiętam.

Sunę językiem w górę, mocno dociskając.
Zostawiam na Twojej skórze wilgotny szlak.
Podnosisz głowę. Patrzysz na mnie przez ramię.
W Twoich oczach ogień.

Odwracasz się na plecy.
Nogi szeroko rozłożone.
Chwytasz mnie za penisa.
Ciągniesz.

Rzucam cienki sznurek obok Twojej głowy.
Uśmiechasz się.
Wiesz, co będzie dalej.

Kładę się na Tobie.
Nasze ciała się stykają.
Całujesz mnie łapczywie.

Twoje dłonie znów są na moim penisie.
Masujesz go z wyczuciem.
Przykładasz jego końcówkę do swojej cipki.

Wchodzę.
Od razu.
Głęboko.

Na moment przerywasz pocałunek.
Patrzysz mi w oczy.
Wypuszczasz powietrze.
Cicho.

To spojrzenie…
Zawsze w nim tonę.

Chwila w bezruchu.
Tylko nasze oddechy.

I znów ruszamy.
Dalej.

Po chwili, wciąż będąc w Tobie, sięgam po sznurek.
Unosisz ręce, złączone nadgarstki.
Czekasz. Posłuszna. Gotowa.
Uwielbiam, kiedy wiesz, co robić.

Zawiązuję pętlę wokół jednego nadgarstka.
Nie spieszę się.
Patrzysz mi w oczy.
Twoje biodra zaczynają się poruszać.
Krążysz nimi powoli.
Czuję Cię — ciasną, gorącą.

Rozpraszasz mnie. I o to Ci chodzi.

Zawiązuję drugi nadgarstek.
Dłonie są już razem, unieruchomione.
Całe Twoje ciało oddycha napięciem.

Nachylam się nad Tobą.
Kładziesz dłonie na mojej szyi.
Zaciskasz je lekko.

Zaczynam Cię posuwać.
Mocno.
Energicznie.
Naprzód i w tył.

Im szybciej to robię, tym mocniej zaciskasz palce.
Twój oddech płytki. Przyspieszony.
Przymykasz oczy.
Oddajesz się całkowicie.

To, czego chciałaś — jest Twoje.
To, co czułem cały dzień — w Tobie.

Czuję Twoje paznokcie na mojej skórze.
Twoje ciało zaczyna drżeć.

Wychodzę z Ciebie nagle.
Otwierasz oczy.
Błyszczą.

Pożerasz mnie spojrzeniem.

Pomagam Ci odwrócić się na brzuch.
Klękasz.
Wypięta, głowa bokiem na pościeli.
Związane dłonie wyciągnięte nad głową.
Oddychasz cicho. Czekasz.

Grzecznie.

Chwytam sznurek z Twoich dłoni.
Zginam je w łokciach, układam za Twoją głową.
Prowadzę sznurek wzdłuż pleców, między nogami, aż do szyi.

Przeciągam go przez metalowe oczko obroży.
Napinam.

Czujesz, jak wrzyna Ci się w cipkę.
Wzdychasz.

Zostawiam trochę luzu.
Możesz poruszyć rękami — ale każdy ruch sprawia, że sznurek wbija się mocniej.
I właśnie to Ci się podoba.

Wiem.

Robię supeł. Przy obroży.
Jesteś już gotowa.

Wstaję. Pomagam Ci uklęknąć.
Chwytam Cię za włosy z tyłu głowy.
Otwierasz usta bez słowa.

Wkładam go w Twoje usta.
Nie czekam.
Nie daję Ci czasu.

Rytm narasta.
Wchodzę głęboko i wyciągam.
Znowu. I znowu.

Trzymam Cię za włosy, prowadząc Twoją głowę.

Czujesz, że nie masz jak się odsunąć.
Sznurek napina się boleśnie.
Cipka pulsuje od nacisku.

Nie możesz przełknąć śliny.
Nie masz jak zaczerpnąć powietrza.

I właśnie o to mi chodzi.

Chcę, żebyś się nim dławiła.
Chcę zobaczyć łzę w kąciku Twojego oka.
Chcę widzieć, jak ślina ścieka Ci po brodzie.

I mam to.

Dwa ostatnie pchnięcia.
Do tyłu. Do przodu.

Eksploduję w Twoich ustach.
Głęboko.
Prosto do gardła.

Krztusisz się.

Wychodzę.
Oddychasz łapczywie.
Sperma i ślina spływają po Twojej brodzie.

Nie jesteś zła.
Jesteś cholernie podniecona.

Zbieram nasze soki z Twojej brody dwoma palcami.
Wkładam Ci je do ust.
Ssiesz.

Wkładam go z powrotem.
Jest twardy. Wciąż.
Napięcie we mnie nie odpuszcza.

Twoje usta go otulają.
Twój język tańczy wokół.

Sięgam po klamerkę na łańcuszku.
Zapinam ją na Twoim sterczącym sutku.

Zamykasz oczy.
Przygryzasz mnie delikatnie.

Uśmiecham się i wychodzę z Twoich ust.

Klękam przed Tobą.
Całuję Cię w usta.
Mocno.
Głęboko.
Szaleńczo.

Kładę dłoń na Twojej szyi.
Czujesz mój oddech.
Odchylasz głowę, a ja powoli prowadzę Cię w dół.

Kładę Cię na plecach.
Prowadzę Cię.
Jestem między Twoimi nogami.
Czuję ich ciepło, czuję Twoje ciało.

Zginam Twoje ręce, żeby sznurek poluzował się trochę.
Przesuwam go z Twojej cipki — jest mokry.
Nasiąknięty Tobą.

Wchodzę w Ciebie.
Powoli.
Do końca.
Jestem w środku.
Cały.

Łączymy się.
Ciało w ciało.
Usta w usta.

Wycofuję się. Przesuwam w dół.
Zatrzymuję się ustami na sutku bez klamerki.
Ssę go, przygryzam.
Delikatnie.
Z wyczuciem.

Zjeżdżam niżej.
Czuję, jak napinasz mięśnie.
Jak wstrzymujesz oddech.

Uwielbiam ten moment.
Ten, kiedy nie oddychasz.

Zatrzymuję się językiem na Twojej łechtaczce.
Zasysam ją.
Kręcę językiem kółka, coraz ciaśniejsze.

Wkładam dwa palce do Twojej cipki.
Zaginam je w górę, dociskam ściankę.
Wiem, gdzie.

Synchronizuję palce z językiem.
Ruch za ruchem.
Równo. Pewnie.

Wchodzę. Wychodzę.
Czuję Cię całą.

Twój oddech przyspiesza.
Staje się rwany.
Drżysz.

Zasysam łechtaczkę mocniej.
Przyspieszam palcami.

Znam Cię.
Znam każdy Twój skurcz.
Wiem, co działa.
Wiem, co prowadzi Cię na szczyt.

I dochodzisz.

Próbujesz odsunąć biodra, ale nie pozwalam.
Łapię Twoje udo.
Wbijam w nie palce.

Zatapiam się w Tobie jeszcze mocniej.
Nie przestaję.

Słyszę Twój krzyk.
Urywany, głęboki.
Widzę ciało pokryte ciarkami.
Każdy włos staje dęba.

Nie puszczam Cię.
Nie pozwalam uciec.

Czuję, że sam zaraz pęknę.

Podnoszę się. Moja twarz tuż przy Twojej.
Patrzę Ci w oczy.
Nie ma słów.

Wchodzę w Ciebie znowu.
Zamiast palców — mój kutas.
To samo tempo.
Ten sam rytm.

Czuję, jak się na mnie zaciskasz.
Jak mnie otulasz całą sobą.

Jestem w Tobie.
Głęboko.
Mokro.
Ciepło.

Wchodzę. Wychodzę.
Pchnięcie za pchnięciem.

Z każdym ruchem jestem bliżej.
Głębiej.

Kładę dłoń na Twojej szyi.
Wciskam kciuk w Twoje gardło.
Zaciskam palce.

Nie oddychasz.
Szarpiesz rękami.
Sznurek wbija się w cipkę.
Ociera o mnie.

To ostatnie pchnięcie.
Jedno. Mocne.

Wychodzę z Ciebie i eksploduję.
Sperma zalewa Twój brzuch.
Spływa po skórze, na uda, na cipkę.

Patrzysz mi w oczy.
Cały czas.

Puszczam szyję.
Wciągasz gwałtownie powietrze.
Całujesz mnie.

Jakbyś czekała całe życie.
Jakby to był pierwszy raz.
Najważniejszy.

Podnoszę się.

Odpinam klamerkę z Twojego sutka.
Jest czerwony, wrażliwy.
Pochylam się.
Całuję go.
Muskam językiem, delikatnie.
Z czułością.

Twoje palce zanurzają się w moich włosach.
Tylko tyle.
Tyle wystarczy.

Odplątuję sznurek.
Z obroży.
Z Twoich rąk.

Przekręcasz się na bok.
Kładę się za Tobą.
Ciasno. Mocno.
Całym ciałem przywieram do Ciebie.

Milczymy.

Bierzesz moją dłoń.
Prowadzisz ją powoli na swoją szyję.
Kładziesz.
Zostawiasz.

Zatapiam twarz w Twoich włosach.
Czuję ich zapach, czuję Twoją skórę.
Oddycham razem z Tobą.

Równo. Spokojnie.
W końcu spokojnie.

Oddech się uspokaja.
Serce wraca do rytmu.

Nie mówimy nic.
Nie trzeba.

Dobrze, że jesteś.

Posts created 7

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top