Po wspólnym, wolnym dniu zbliża się wieczór.
Długo wylegiwaliśmy się w łóżku, przeciągając chwile tak, jakbyśmy chcieli zatrzymać czas.
Śniadanie płynnie przeszło w obiad, potem lekki jogging, spotkanie ze znajomymi, kolacja i wreszcie powrót do domu.
Zwyczajny dzień, w którym oboje szukamy okazji do prowokacji.
Bawimy się emocjami, podkręcamy napięcie.
Niby niewinne otarcie.
Zadziorne spojrzenie.
Drobny gest.
Zawsze robisz to w najmniej odpowiednim momencie, doskonale wiedząc, że nie mogę odpowiedzieć od razu.
Uwielbiasz igrać, testować, wystawiać moją cierpliwość na próbę.
Cały dzień dawałaś mi do zrozumienia, że chcesz więcej.
A ja układałem w głowie scenariusz. Każdy detal.
Dla Ciebie.
Nie mogłem się doczekać chwili, aż wreszcie będziemy sami.
Aż będziesz zdana tylko na mnie.
Jesteś pod prysznicem. Szykuję dla nas drinki.
Mam na sobie grafitową koszulę wpuszczoną w czarne spodnie.
Myśli krążą wyłącznie wokół Ciebie.
Drzwi łazienki uchylają się bezszelestnie. Nie odwracam się.
Czekam.
Po chwili czuję, jak do mnie przywierasz.
Twoja skóra, wciąż gorąca po prysznicu.
Wsuwasz ręce pod moje, obejmujesz mnie w pasie.
Ciepło przenika przez materiał koszuli i zatrzymuje się na moich plecach.
Zamykam oczy.
Wszystkie myśli gasną.
Jest tylko Twój dotyk.
Ty.
Odwracam się w Twoją stronę.
Masz na sobie za duży biały t-shirt, który ledwo zakrywa pośladki.
Włosy związane w kucyk opadają na plecy.
Czujesz moją dłoń z tyłu głowy, drugą na biodrze.
Zanurzam się w Twoich ustach.
Dotyk, smak, zapach.
Uwielbiam, kiedy mój świat ogranicza się tylko do tego.
Wyrywasz mnie z tego stanu, gryząc mój język. Mocno. Zbyt mocno.
Odskakuję, czuję metaliczny posmak krwi.
Patrzysz na mnie wyzywająco i rzucasz:
– Długo mam Cię jeszcze prowokować?
Nie odpowiadam.
Moja dłoń przesuwa się na Twoją szyję.
Nie ściskam, a mimo to Twój oddech zatrzymuje się w pół drogi.
Odchylasz głowę.
Wiem, że jesteś moja.
Obchodzę Cię powoli, palce ślizgają się po skórze.
Staję za Tobą, kciuk podsuwa się pod żuchwę, palce haczą o brodę.
Odchylasz głowę jeszcze mocniej.
– Zdejmij to.
Milczysz.
Chwytam kucyk, ciągnę mocno w dół.
Twoja szyja odgina się do granic.
– Nie chcesz, żebym się powtarzał.
– Chcę. – Cedzisz przez zęby. W Twoim uśmiechu czysta prowokacja.
Znam ten wyraz twarzy.
Masz świadomość, jak działa na mnie Twój opór.
Jak bardzo mnie tym podniecasz.
Puszczam włosy. Szarpnięciem za ramię odwracam Cię w swoją stronę.
Wykorzystujesz moment – uderzasz mnie w twarz.
Nie odwracasz spojrzenia. Wręcz przeciwnie – uśmiechasz się.
Niezmiennie.
Niezmiennie prowokująco.
Przekręcam głowę, patrzę prosto w oczy.
Mam wrażenie, że z każdą sekundą ciemnieją.
Napięcie gęstnieje.
Chwytam Cię za szczękę, mocno.
Próbujesz napinać mięśnie, ale moje palce wciskają się głębiej, zmuszają do uległości.
Rozchylasz lekko usta.
Łapiesz mnie obiema dłońmi za nadgarstek, wbijasz paznokcie tak mocno, że czuję, jakby miały przeciąć skórę.
Ściągam Twoje ręce jednym szarpnięciem.
Przybliżam twarz.
Walczysz chwilę, ale poddajesz się.
Czekam jeszcze moment.
– Zdejmij to. – Powtarzam.
Tym razem słuchasz.
Powoli, teatralnie, chwytasz koszulkę i zsuwasz ją w górę.
Rozbierasz się na moich oczach – czarne majtki wysoko na biodrach, płaski brzuch, piersi ukryte w gładkim staniku, długa szyja.
Twarz, którą widzę zawsze, gdy tylko zamykam oczy.
Twoja skóra błyszczy w świetle lampy.
Koszulka ląduje przy moich stopach.
Unosisz brodę, oczy dalej prowokują.
Chcesz sprawdzić, jak daleko zajdę.
Próbujesz złapać mnie za szczękę, ale wyprzedzam ruch.
Ściskam Twój nadgarstek – widzę w Twoich oczach ból, który starasz się ukryć.
Broda idzie jeszcze wyżej, oddech przyspiesza.
Niepewność miesza się z pożądaniem.
Uśmiecham się kącikiem ust i wymierzam policzek.
Twoja głowa odskakuje na bok, amortyzując uderzenie.
Zaciskam dłoń na Twojej szczęce, językiem ślizgam się od żuchwy w górę.
Znów staję za Tobą. Chwytam kucyk, oplatam Twoją szyję drugą ręką.
– Kiedy uklękniesz, a ja stanę przed Tobą, masz mieć szeroko otwarte usta i wysunięty język.
Masz patrzeć mi w oczy.
Palce zagłębiają się w szyi.
– I nie każ mi się powtarzać.
Ściągam koszulę.
Posłusznie zaplatasz ręce za plecami, łokcie zgięte.
Jednym rękawem przywiązuję lewą dłoń do prawego przedramienia, drugim robię to samo po przeciwnej stronie.
Mocno, bez szans na ucieczkę.
Mięśnie pleców napinają się.
Nachylam się i całuję kręgosłup między łopatkami.
Wędruję ustami w górę, dłonie błądzą po Twoim brzuchu i piersiach.
Czekasz, aż zejdą niżej.
Ale nie teraz. To nie czas na Twoją przyjemność.
Ściskam pierś i przysuwam się bliżej.
Czujesz mnie między pośladkami – jestem gotowy od dawna.
Chwytam mocno za kucyk i jednym szarpnięciem sprowadzam na kolana.
Opadasz ciężko, bez szans na reakcję.
Kolana pieką.
Powoli rozpinam spodnie, celowo przeciągając każdy ruch.
Masz czekać.
Patrzeć.
Być gotowa.
Zsuwam bokserki i staję przed Tobą.
Unosisz wzrok do góry.
Patrzysz na mnie spod byka, usta zaciśnięte, w spojrzeniu znów ta zadziorna iskra.
Nie mówisz nic, ale całym ciałem dajesz znać, że chcesz więcej.
Chwytam Cię za włosy i nachylam.
Twój policzek ląduje na zimnych kafelkach.
Skóra ociera się o chłodną powierzchnię.
Ręce związane za plecami uniemożliwiają podparcie się.
Unoszę Twoją pupę ciągnąc za majtki.
Materiał wbija się w cipkę, wymuszając uległość.
Twoja głowa przy ziemi, nogi lekko rozchylone, biodra wysoko.
Nachylam się do ucha.
– Czekam na „przepraszam”.
Milczysz. Wiesz, że właśnie na to liczę.
Układam kucyk na podłodze i przytrzymuję go stopą, tuż przy głowie.
Wstrzymujesz oddech i zaciskasz powieki, wydaje Ci się, że jesteś gotowa.
Podnoszę pasek, chwytam mocno oba końce i wymierzam uderzenie w wypięte pośladki.
Trzask rozcina powietrze.
Biodra uginają się od razu, ciało szuka ucieczki w dół.
Podciągam materiał majtek wyżej, mocno, aż wrzyna się głęboko.
Twoja cipka pulsuje od bólu i napięcia.
Jeszcze jedno uderzenie. I kolejne.
Skóra pokrywa się czerwonymi śladami, mięśnie napinają się w desperacji.
Kołyszesz biodrami, ale nigdzie nie uciekniesz.
Jeszcze kilka razy wytrzymujesz, aż w końcu, kiedy unoszę pasek do kolejnego zamachu, wyrywa Ci się z gardła:
– Przepraszam! Przepraszam, przepraszam…
Opuszczam rękę, uderzenie nie pada.
Z Twoich ust wydobywa się stłumione jęknięcie, pół bólu, pół ulgi.
Uśmiecham się. Teraz wiem, że jesteś posłuszna.
Pasek spada tuż przed Twoją twarzą.
Metaliczny dźwięk sprzączki uderzającej o kafelki przeszywa powietrze.
Wzdrygasz się odruchowo.
Chwytam majtki i powoli zsuwam je do kolan.
Twoje ciało odsłania się przede mną całkowicie – bezbronne, błyszczące od wilgoci.
Widok, który mógłbym chłonąć godzinami.
Mimo śladów na skórze, mimo bólu, jesteś cała rozpalona.
To działa na mnie jeszcze mocniej.
Mam ochotę wejść w Ciebie od razu, brutalnie, bez ostrzeżenia.
Podciągam za kucyk, drugą ręką chwytam za ramię, pomagam wstać.
Jesteś na kolanach, oddychasz ciężko, klatka piersiowa unosi się gwałtownie.
Nogę wsuwam między uda od tyłu, napieram na pośladki.
Drugą stawiam obok biodra.
Masz mojego nabrzmiałego penisa przy twarzy.
Kładę dłoń na boku Twojej głowy i kieruję ją w jego stronę.
Wolną ręką zsuwam napletek.
Przykładasz usta do końcówki.
Najpierw zasysasz mnie lekko, jakbyś chciała sprawdzić reakcję.
Twój język muska końcówkę, delikatny, prowokujący ruch.
Potem przekręcasz głowę i bierzesz głębiej.
Moja dłoń przytrzymuje Cię mocniej, wypycham Twój policzek od wewnątrz.
Poruszam się powoli — w przód i w tył, pozwalam bawić się językiem.
Wychodzę na moment, chwytam go w dłoń i dociskam do Twoich ust.
Rozchylasz je szerzej, wypuszczasz ślinę, która spływa po brodzie.
Usta suną wzdłuż całej długości, od nasady aż po czubek.
Tam zatrzymujesz się na chwilę, zasysasz mocniej.
Klepię lekko w policzek.
Czuję, jak moje podniecenie rośnie.
Jak rozpalasz mnie do granic.
Jak bardzo działa na mnie to, że jesteś całkowicie moja.
Staję przed Tobą.
Patrzę w dół. Klęczysz.
Oczy wbite w moje, usta szeroko otwarte, język wysunięty.
Uśmiecham się półgębkiem, pochylam nad Tobą.
Moja dłoń sunie od obojczyka, przez pierś, aż między uda.
Kiedy nasze twarze są na jednej wysokości, wsuwam w Ciebie dwa palce. Głęboko.
Zamykasz oczy, nabierasz powietrza, ale zaraz je otwierasz.
Patrzysz we mnie. Prosto. Mocno.
– Dobra dziewczyna – mówię, wciskając palce jeszcze głębiej.
Wytrzymujesz, nieruchomo, posłusznie.
Wyjmuję je powoli, sunę nimi w górę – przez łechtaczkę, brzuch, aż po mostek.
Kiedy się prostuję, Twoje usta znów są otwarte.
Czekasz.
Kładę go na Twoim języku, czujesz twarde żyły napięte do granic.
Obejmuję Twoją głowę obiema dłońmi.
Wchodzę powoli, coraz głębiej.
Gardło stawia lekki opór.
Dociskam mocniej. Mięśnie zaciskają się wokół mnie.
Twój język odruchowo dociska się mocniej od spodu.
Poruszam Twoją głową w rytmie – moje biodra nieruchome, cała kontrola w dłoniach.
Do przodu i do tyłu.
Wychodzę prawie całkowicie, wracam po samo gardło.
Powolne, głębokie ruchy.
Nabijam Cię raz za razem.
Przyspieszam.
Wciąż głęboko, ale bez litości.
Twoja głowa porusza się w moich dłoniach jak marionetka – do przodu, do tyłu, raz za razem.
Ślina spływa z Twoich ust. Kapie na piersi, na podłogę.
Nie próbujesz jej połknąć.
Pozwalasz, by zalewała brodę, szyję.
Za każdym razem, gdy wychodzę, łapiesz oddech gwałtownie, desperacko.
Jakbyś chwytała ostatnie powietrze przed zanurzeniem.
Ale sekundę później znów jesteś cała moja.
Dławisz się głośno.
Twoje ciało drży, paznokcie wbijają się w przedramiona skrępowane za plecami.
Nie odwracasz wzroku – patrzysz we mnie nieustannie.
To spojrzenie – mokre, roztrzęsione, uległe – uderza we mnie mocniej niż cokolwiek innego.
Przód i tył.
Mocno. Brutalnie.
Za każdym razem głębiej.
Jakbym chciał się przebić.
Moje pulsowanie rośnie, krew dudni w skroniach.
Oddech rwany, szybki, coraz głośniejszy.
Jeszcze kilka ruchów. Jeszcze kilka mlaśnięć.
Nabijam Cię na siebie z całą siłą i dochodzę prosto w gardło.
Krztusisz się, próbujesz nabrać powietrza, ale trzymam mocno.
Nie pozwalam się odsunąć.
Mięśnie w przełyku pracują, a ja pulsuję coraz mocniej.
Część płynów spływa z kącików ust, ścieka po brodzie, kapie na kafelki.
Twoja twarz zarumieniona, oczy łzawią, ale nie protestujesz.
Wytrzymujesz.
Po chwili rozluźniam chwyt.
Pozwalam złapać oddech – gwałtowny, chrapliwy, pełen ulgi.
Pozwalam połknąć to, co zalega w gardle.
Ale nie wypuszczasz mnie.
Wręcz przeciwnie – zaczynasz sama się poruszać.
Powoli, rytmicznie, ssiesz, liżesz, oblizujesz.
Łykasz resztki, jakbyś chciała zatrzymać tę chwilę na zawsze.
Dłoń zaciska mi się mocniej na Twoich włosach.
Głowa odchyla się do tyłu.
Oddaję się temu, co mi dajesz.
Wychodzę z Ciebie z cichym siorbnięciem.
Wpatrujesz się we mnie spojrzeniem ciężkim od pożądania.
Oddychasz szybko, usta masz lekko rozchylone. Gotowe na więcej.
Po brodzie spływa ślina zmieszana ze mną.
Ściągam ją kciukiem, potem wsuwam palec w usta.
Ssiesz go miękko, ulegle, nie odrywając wzroku.
Kładę dłoń na Twojej szyi, pomagam wstać.
Twoja twarz zatrzymuje się tuż przy mojej.
Zatapiam usta w Twoich.
Druga ręka wędruje w dół.
Wchodzę w Ciebie dwoma palcami, głęboko.
Zaginam je w środku, dociskam tam, gdzie najbardziej lubisz.
Twój oddech przyspiesza, usta rozchylają się szerzej.
Wargami przywieram do szyi, zostawiam wilgotny ślad tuż przy obojczyku.
Po skórze przebiega fala – gęsia skórka rozlewa się po piersiach, brzuchu, udach.
Palce pracują szybciej, mocniej, głębiej.
Popycham Cię na kanapę.
Siadasz na krawędzi, plecy opadają głębiej.
Ręce wciąż związane lekko drętwieją, ale nie zwracasz na to uwagi.
Klękam między Twoimi nogami.
Zanim zdążysz nabrać oddechu, rozchylam uda i pochylam się.
Od razu zatapiam się w Tobie językiem.
Rozchylam usta szeroko, całuję Twoją cipkę zachłannie, łapczywie.
Zamykam usta, zasysam łechtaczkę i odchylam lekko głowę.
Twój jęk urywa powietrze, a ja powtarzam ruch jeszcze raz.
Biodra unoszą się gwałtownie, próbujesz je wypchnąć w moją stronę.
Dociskam dłonie do Twoich ud, przygniatam je do brzucha.
Językiem schodzę niżej. Mocno dociskam go do pupy, zostawiając tam mieszankę Twojej wilgoci i mojej śliny.
Powoli przesuwam się w górę, centymetr po centymetrze. Czuję każdy dreszcz przechodzący przez ciało.
Wpycham się językiem w Twoją cipkę.
Jednocześnie palcem wypełniam Cię od tyłu.
Rytmicznie, do przodu i do tyłu.
Uda zaciskają się mimowolnie, ale nie pozwalam się przede mną zamknąć.
Łapię łechtaczkę ustami, ssę mocno, językiem kręcę na niej kółka.
Przyspieszam, dociskam, wypuszczam więcej śliny, rozprowadzam ją po Twoim ciele.
Urywane jęki drgają między Twoimi wargami.
Całe ciało drży.
Palec wchodzi głębiej, mocniej.
Język pracuje szybciej.
Widzę, jak mięśnie brzucha napinają się, jak skóra pokrywa się gęsią skórką.
Nagle wybuchasz.
Orgazm przechodzi przez Ciebie falą, cała drżysz, brzuch unosi się i opada.
Nie przestaję.
Trzymam mocno, ciągle ssę, ciągle poruszam palcem w pupie.
Ciało wygina się w desperackim pragnieniu ucieczki, ale moje dłonie przytrzymują biodra w miejscu.
Jeszcze jeden raz wchodzę palcem głęboko.
Jeszcze raz rozcinam Cię językiem od środka.
Chcę poczuć każdy Twój skurcz, każdą falę, każdy drżenie, które wstrząsa mną razem z Tobą.
Powoli wychodzę, jadę powoli w górę – przez łechtaczkę, podbrzusze, aż po piersi.
Twoja skóra gorąca, lepka, drżąca pod moim dotykiem.
Twoja głowa opada do tyłu, usta rozchylone.
Językiem sunę między piersiami, przez szyję, aż odnajduję usta.
Przywieram do nich zachłannie.
Nie odrywając się od Ciebie, po omacku rozwiązuję ręce.
Najpierw jedną, potem drugą.
Chwytam je delikatnie, przykładam swoje wargi do wewnętrznej strony dłoni.
Zaciągam się ich smakiem, ich ciepłem.
Rozmasowuję miejsca, w których przed chwilą tkwiły więzy.
Wreszcie wolna.
Opadasz ramionami ciężko na moje, a ja przyciągam Cię do siebie.
Całuję powoli, łagodnie, bez pośpiechu.
Smakujemy siebie nawzajem.
Mięśnie drgają jeszcze od wysiłku, ale stopniowo miękniesz w moim objęciu.
Daję buzi w czoło, potem w powieki.
Słyszę, jak Twój oddech się uspokaja.
Tylko chwila przerwy, by znów utonąć w Twoich ustach.